czwartek, 24 kwietnia 2014

Mister Misery


Czasem ciężko pisać. Naprawdę. Każdy zna historię Iana Curtisa albo Kurta Cobaina, ale mam wrażenie, że świat zapomniał o Elliocie Smithie. A szkoda, bo swoim życiem najzwyczajniej w świecie sobie na nią zasłużył.

Karierę solową zaczął w wieku 25 lat. Skończył 9 lat później. W tym czasie zdążył nagrać 6 albumów studyjnych. Teksty zawsze krążyły wokół narkotyków, alkoholizmu, beznadziei i smutku. Duży wpływ na ten stan rzeczy miało dzieciństwo. Elliott wychował się w rozbitej rodzinie, po latach przyznał, że ojczym go molestował. Teksty były odpowiedzią na problemy, z którymi się zmagał. 


Jednym z ważnych momentów w jego przygodzie był występ na gali wręczenia Oscarów. Uroczystość raczej słynie z przepychu i galanterii. Występowi daleko było do huków i fajerwerków, z których słyną takie przedstawienia, ale w trakcie odegrania króciutkiego utworu Miss Misery publika wstrzymała oddech, by eksplodować po ostatnim uderzeniu w struny gitary.



21 października 2003 roku odebrał sobie życie wbijając sobie nóż w pierś. Muzyk był najprawdopodobniej  świadom swoich czynów, cios był pewny, bez wahania, a w jego organizmie nie wykryto większych ilości narkotyków. 

W Los Angeles istnieje ściana upamiętniająca muzyka. Mural przedstawia grafikę użytą na jednej z okładek albumów. Gdybyś był w okolicy, między jedną wizytą w barze a drugą, warto się wybrać, przystanąć i wspomnieć Elliotta. Może czasem nie warto pędzić z wiatrem naszych czasów?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz